1

1
Bordeaux, 17 lipca 2012 roku

Mary!
Pisać każdy może, fakt, ale Ty chyba nie potrafisz robić tego dobrze. Opis Twoich mamusinych obiadków gówno mnie — tak szczerze — obchodzi. Mówię Ci to tylko dlatego, żebyś kiedyś komu innemu nie pisała o zawartości sałatki jajecznej. 
Tyle z naszego wstępu, kochanie. A przechodząc do ważniejszych rzeczy i do Twojego „szalonego” pytania: to tak, proszę, możesz nazwać nowego kota mamy bez mojego udziału. Ale to tylko dlatego, że mam świetny humor, kochanie, nie myśl sobie, że tak po prostu daję Ci taką samowolkę. Wtedy to ja byłabym szalona.
Ale, Mary, kochanie moje, ostatnio wydarzyło się coś bardzo ekscytującego (pardon, oczywiście nie bardziej niż nowy kot). Mianowicie, poznałam nowych znajomych, a w Bordeaux o to trudno; ostatnio mam nawet wrażenie, że NIKT mnie tu nie lubi i polubić nie chce. Choć, przecież wiesz, winę za to można zrzucić na moje usposobienie, ale, przyznaj, kochanie, nie jest ze mną tak źle, a nawet się odzywam. Przekaż to mamie, a będzie wniebowzięta — taki urok.
Stałam z tą tacą, z której wszystko leci mi na ziemię i ochładzałam się od ciepła tego pięknego lata pod zadaszeniem, a wtedy z restauracji wyszedł chłopak (a może powinnam napisać „mężczyzna”?) trochę starszy ode mnie. Palił papierosa. Z początku nie zwracał na mnie uwagi, ale później, gdy, poraz kolejny, potknęłam się na tych piekielnych obcasach, a tacka wypadła mi z ręki, złapał ją. Nie wiem czy powinnam zachwycać się tu jego niesamowitą zręcznością czy też tym, że nie upadłam twarzą na chodnik, ale jedno jest pewne, zupełnie sobie tego nie wymyśliłam — rozmawialiśmy ponad godzinę! Może nie powinnam się tym zachwycać, ale co mam poradzić, że jestem głupią sierotką, kochanie? I to taką bez żadnego doświadczenia życiowego; przecież dopiero zaczynam studia. Boję się również, że niedługo skończę, ale, nie martw się, wyjdę na prostą, kochana Mary.
Chłopak nazywa się Toby. Na świecie jest mnóstwo Tobych, ale mogę Ci powiedzieć, że takiego Toby'ego jak on nie spotkasz nigdzie. Z pozoru wydaje się być niezbyt miły i zadufany w sobie, ale jest zupełnie inaczej. I piszę Ci to, kochanie po tygodniowej znajomości z nim. A w przyszłym tygodniu idziemy razem do teatru. Oczywiście, jeszcze nie wiem czy będę miała się w co ubrać, bo w szafie mam pustki, a to w końcu ważne wydarzenie, prawda? Chyba tak. 
Teraz pragnę, abyś napisała co u Ciebie i mamy, może nawet Breta i kota. Życz mi też powodzenia z Tobym (niekoniecznie módl się o prawdziwie romantyczne zakończenie; błagaj o jak najlepsze), pozdrów wszystkich i powiedz, że pieniądze prześlę na początku sierpnia.
Kocham,
Josie

PS Powiedz mi, kochanie, czy Bret przy pierwszych spotkaniach okazywał skłonności do zamachu na własne życie?





Londyn, 21 lipca, 2012

Droga Josie,
Musisz przyznać, że całkiem błyskotliwie wspomniałam o sałatce jajecznej i nie naruszyłam przy tym żadnych norm. Przynajmniej moich. Za to Ty bardzo poskąpiłaś mi przyjemnego opisu poznania Toby'ego, a tym bardziej już Waszej rozmowy! 
Zrozum — bo mama nie potrafi, jakkolwiek bym się starała, to nie dociera — nazwałam kota „Francis” i uznałam, że jemu bardzo się to podoba. Innym już mniej, nawet Bret jest jakoś dziwnie przeciwny, ale, spokojnie, naprawię to szybko: kilka słów i po jego oporach do mówienia na nową kicię „Francis”. Swoją drogą, przyznaj mi rację i powiedz, że brzmi to bardzo dostojnie. No i dziękuję za samowolkę.
Twoje odzywanie się jest bardzo znikome. Wybacz, że to napisałam, ale taka prawda. A Toby musi być naprawdę spostrzegawczym mężczyzną skoro zwrócił na Ciebie uwagę. No powiedz — kto by zauważył małą blondyneczkę w białym fartuchu stojącą przed restauracją? Ja bym uwagi na Ciebie nie zwróciła. Pogratuluj więc Toby'emu ode mnie, proszę, chcę, aby to usłyszał. Wspomnij mu również, że masz kota Francisa, na pewno będzie cały Twój.
Ale, czekaj, kłamiesz mi, że wcale nie zależy Ci na Tobym W TEN SPOSÓB. Cóż, uwierzę Ci, ale tylko na chwilę, a potajemnie będę chichotać i trzymać kciuki. Ale dopiero jak skończę pisać, daj mi czas.
Tak w sumie to już śmieję się z Ciebie i z Twojej radości, ale zachowajmy ciszę.
A u nas wszystko w porządku, miło, że pytasz; mama ciągle zachwala ciotkę, że tak po prostu zabrała Cię do Francji. Zwiedzanie tego wszystkiego musi być wspaniałe, dlatego też, tu i teraz, zaznaczam Ci, że jak tylko sama dorobię się czegoś w życiu (ewentualnie Bret) to złożę Ci wizytę. I na zachwalaniu nowiny się kończą, bo nikt nie zachorował, nikt nie umarł, itp. Nie martw się więc i pracuj na nas.
Liczę też na to, że w następnym liście dostanę bardziej szczegółowy opis tego Twojego Toby'ego i dowiem się dlaczego jest aż taki wyjątkowy. Czekam na to i na relację z wyjścia do teatru.
Buziaki,
Mary i Francis

PS Nie, nie miał Znaczy się miał, miał, to normalne, tak.
PS2 Pójdź z nim, ale potem szybko wracaj do domu i nie słuchaj jego herezji!
PS3 Mam nadzieję, że Ty z nim normalnie gadasz. Nie mylę się, nie?


_______________

COŚ MAM! COŚ MAM!
Ogólnie to jest takie krótkie, bo to listy, będą też normalne rozdziały. Następny taki będzie.
I pytanko — ktoś tu jest?

PS nie wiem czemu to piszę, ale mój pies jest takim kochanym dzieckiem. Jak wraca z dworu z ubłoconym brzuszkiem, to chętnie daje się wytrzeć. Wcześniej tak nie miał i — tak to jest słodkie — potem przychodzi sprawdzić czy wszyscy są w domu, bo może ktoś przez jego nieobecność zaginął. I lubi się przytulać, gdy jest śpiący, bo ciągle myśli, że jest małą dzidzią. Sorry, on rzeczywiście jest słodki i teraz to sobie uświadomiłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz